poniedziałek, 25 maja 2015

Rozdział 9

"Czasami jest tak źle, że szukamy oparcia u osób, które bardzo nas zraniły"


Byłam wściekła, bezradna. Po prostu biegłam przed siebie i jedyne co przychodziło mi teraz na myśl, to zadzwonienie do Daniela. Może jestem idiotką, ale zrobię to. Wyciągnęłam z torebki telefon i wykręciłam telefon do Norwega.
- Jessika? Co się dzieje?
- Phill się stał! Okłamał mnie! 
- Spokojnie! Porozmawiajmy na spokojnie! Przyjedź na skocznie.
- Już jadę. Dziękuję.
Widocznie zdziwił się moim telefonem, ale nie to jest teraz najważniejsze. Muszę tam pojechać. Wsiadłam do pierwszej taksówki jaka podjechała i ruszyłam na skocznie. Gdy się tam znalazłam od razu pobiegłam do domków w których skoczkowie się przebiera. Znalazłam domek Norwegów i wbiegłam tam jak wariatka i rzuciłam się mu na szyję.
Coś jest ze mną nie tak?! Czemu do niego przyjechałam?! To jedyna osoba jaka mi mogła teraz pomóc. Bo przecież Emma jest zbyt zajęta mizianiem się z Tomem. On zawsze mi pomoże, chociaż nie jest ostatnio między nami najlepiej. 
- Chłopaki idziemy na imprezę? - zapytał Anders 
- Tak - odpowiedzieli chórem
- Ja zostanę bo chce porozmawiać z Jessiką - odpowiedział Tande
- Uuuuu z Jessiką, to my idziemy co nie chłopaki ? - powiedział Rune po czym wyszli z domku 
Usiadłam na ławce a obok mnie Daniel. Patrzyliśmy się na siebie. Jednak żadne z nas nie wiedziało jak ma zacząć rozmowę. 
- To co się stało? - zaczął
- Okłamał mnie, powiedział że chodzi na treningi ale nie chodził. Przeze mnie... Ciągle mnie okłamywał, że chodzi na treningi a wcale tego nie robił. Jeszcze bezczelnie powiedział, że robi to dla mnie! Rozumiesz?! - kipiałam złością
- Wiesz... może chciał uniknąć tego co ja zrobiłem tobie. Pogadaj z nim. 
- Ale ja mam wyrzuty sumienia! Że to przeze mnie tam nie chodził! Czy ja jestem głupia?! - cały czas krzyczałam a z oczu wylewały się potoki łez
- Nie jesteś! Przemyśl to sobie jeszcze na spokojnie. A teraz nie czas na mazgajenie idziemy skakać. - oznajmił
- Zwariowałeś?! Skakać?! Tak na skoczni ?! - zapytałam rozbawiona
- A jak inaczej? - uśmiechnął się łobuzersko
- Sam tego chciałeś! Ale jeśli skocze lepiej od ciebie to nie będzie moja wina - zachichotałam
- Zobaczymy - wystawił mi język - Tam masz kombinezon, kask, narty i specjalną bieliznę - wskazał palcem na szafkę i wyszedł z domku 
Ruszyłam w stronę szafki. Ściągnęłam z siebie ubrania nałożyłam bieliznę, kombinezon, kask, jedynie z nartami miałam problem więc zawołałam Daniela.
- Ej ty! Pomożesz? - wystawiłam głowę przez okno 
- Już idę - mruknął 
Podszedł do mnie i uklęknął przy mnie. Włożył buty i usztywnił stopę. 
- To idziemy. - machnął ręką co znaczyło abym szła za nim 
Szliśmy na skocznię, a ja podziwiałam piękne widoki. Zachodzące słońce. Wschodzący księżyc i pierwsze gwiazdy. Jest tu tak pięknie.
- Ty tu zostań, ja pierwszy skacze. - krzyknął po czym zniknął gdzieś na schodkach prowadzących do góry skoczni 
- Oczywiście, że tu zostanę, mam taką nadzieję że nie będę musiała się stąd nigdzie ruszać - burknęłam sama do siebie
Nie musiałam długo czekać, bo właśnie usiadł na belce. W końcu puścił się, przybrał swoją pozycję najazdową i rozpędził się tak mocno, że nim się zorientowałam on był już w powietrzu. Jego sylwetka w locie wyglądała prawie, że idealnie. Ciekawe co on czuje jak leci... Za niedługo sama się dowiem. Swój skok skończył pokracznym telemarkiem.
- Ej mistrzu, ale telemark mógł być lepszy - puściłam mu oczko
- Pracuje nad tym. - dał mi kuksańca w bok - Wieje pod narty, jego prędkość nie jest zbyt duża bo mną nie chwiało. Pamiętaj! Mocne odbicie i od razu jak czujesz że jesteś w powietrzu narty ułóż w literę "V" - tłumaczył
- Zapamiętam! Dzięki szefie - zażartowałam po czym wzięłam do ręki narty i ruszyłam na górę
Nie zajęło mi to dużo czasu ale jednak jest to trochę męczące. Zapięłam sobie narty i usiadłam na belce. W końcu odbiłam się. Przybrałam pozycję najazdową i ruszyłam w dół. Jeśli umrę to będzie jego wina. Rozpędzanie się wydawało mi się bardzo długie, w końcu dojechałam do progu i odbiłam się jak najmocniej potrafiłam, po czym ustawiłam narty w kształcie litery "V", położyłam się na nartach i leciałam... Jedyne co słyszałam to bicie własnego serca. Gdy byłam wystarczająco blisko podłoża złożyłam się do telemarku. Dotknęłam jedną nartą podłoża a druga stawiała mi opór. Narta się odpięła i poleciała w drugą stronę. W tym samym momencie straciłam równowagę i upadłam. Odbiłam się kilka razy od ubitego śniegu. A potem? Nic nie pamiętam...

*Daniel* 
Co ja najlepszego narobiłem?! Kretyn ze mnie! Biegłem do niej, leżała nieprzytomna na śniegu. Twarz miała całą we krwi. Wszystko to do cholery jasnej moja wina. 
- Jessika! Jess nie rób mi tego! Wstawaj proszę! - wrzeszczałem 
Odpiąłem jej narty i ściągnąłem kask. Następnie wziąłem ją na ręce i zaniosłem do domku. Położyłem ją na materacu i wziąłem ze swojej kurtki telefon i wykręciłem numer pogotowia. Jej ojciec mnie zabije. Phillip mnie zabije! Do tego jeszcze Tom! 
- Halo! Przyjedźcie pod skocznie! Moja dziew.. przyjaciółka przeze mnie skakała na skoczni i przy lądowaniu się mocno poturbowała, oddycha. Przyjedźcie szybko błagam! Nazywam się Daniel Andre Tande. Dziękuję! 
Głaskałem ją po policzku. A drugą ręką wycierałem jej czoło od krwi. Wszystko moja wina. Jessika sobie leży teraz zakrwawiona! Ten widok już chyba na zawsze zostanie w mojej pamięci. Nie musiałem długo czekać na pomoc bo pogotowie przyjechało wyjątkowo szybko. Przenieśli ją do karetki. 
- Jesteś jej chłopakiem? - zapytał ratownik
- Nie, ale jestem jej przyjacielem. 
- Dobra, wsiadaj. Tylko szybko.
Wsiadłem i usiadłem koło Jessiki. Złapałem ją za rękę i całą drogę do szpitala ją trzymałem. Gdy dojechaliśmy na miejsce, wyciągnęli nosze i zawieźli ją na oddział. Ja biegłem za nimi. Chciałem wejść do sali do której z nią wjechali. Jednak nie wpuścili mnie. To chyba dobra pora żeby powiadomić jej ojca. 
- Halo? 
- Dobry wieczór, a raczej nie taki dobry... Jessika miała wypadek.
- Wypadek?! Chłopie czyś ty oszalał?! Co z nią zrobiłeś?! 
- Przepraszam... wszystko moja wina. Jestem w szpitalu. Przyjęli ją teraz na oddział. 
- Zaraz tam będę. 
Mam nadzieję, że nic jej nie będzie, jednak jeśli coś jest z nią nie tak to chyba nie wiem co zrobię. Cymbał... Po prostu cymbał ze mnie! Brak mi słów! Jestem okropny.  
- Ktoś się chce z panem widzieć - oznajmiła pielęgniarka
Wszedłem do pomieszczenia i powoli zbliżyłem się do Jessiki. Patrzyła na mnie i uśmiechała się. 
- Widziałeś ile skoczyłam?! Przeskoczyłam cię! - zaśmiała się donośnie
Podbiegłem do niej i przytuliłem ją mocno do siebie. 
- Myślałem, że odejdę od zmysłów! To moja wina przepraszam - złapałem ją za rękę
- Nic się nie stało, nie widzisz, że wszystko jest okej? Nic mi nie jest, przecież żyję - uśmiechnęła się 
- Chyba mocno się uderzyłaś, bo jak na tak poważny wypadek za często się uśmiechasz i się śmiejesz   - powiedziałem
- Wiesz, chciałam być jak Manuel Fettner na jednej narcie. Jednak mi nie wyszło - ścisnęła moją rękę i zamknęła oczy 
- Coś cię zabolało?! 
- Nie. Tylko troszkę boli mnie głowa - odpowiedziała
- Ja cię zostawię, odpocznij sobie - pogłaskałem ją po głowie
- Zostań! Proszę... usiądź sobie obok - spojrzała błagalnie
- Dobra, ale będę siedział po cichu. Musisz przecież odpocząć.
Nawet nie zauważyłem kiedy zasnęła. Chciałem wstać zobaczyć czy jest już jej ojciec. Musiałem mu wszystko wyjaśnić. Wyszedłem z sali a na korytarzu siedział nie kto inny jak właśnie jej ojciec. Posłał mi groźne spojrzenie. 
- Może łaskawie powiesz mi jak to się stało? 
- Skakaliśmy na skoczni... i przy lądowaniu odpięła jej się narta i upadła po czym straciła przytomność. Potem już przyjechała karetka. - mówiąc to do oczu naleciał mi słony płyn który zaczął mnie piec i z oczu poleciały mi łzy
- Można do niej wejść? - zapytał
- Tak, tylko że akurat zasnęła... 
- A gdzie są pielęgniarki? 
- Poszły do tamtej sali - wskazałem placem 
On natychmiast ruszył w tamtą stronę. A ja siedziałem dalej i rozglądałem się po całym korytarzu, czekając aż będą jakieś wieści o Jessice. Strasznie się o nią martwię i ciągle nie mogę uwierzyć w to co zrobiłem. Myślałem, że ona będzie na mnie wściekła a ona sobie jeszcze z tego żartuje. Rozumiem że nie chce abym miał wyrzuty sumienia, ale to tylko i wyłącznie moja wina bo to ja ją do tego nakłoniłem i teraz mam wynik swojej głupoty, tylko czemu ona ucierpiała a nie ja?

______________________________________________
~ * ~
Hejka! Rozdział jest wcześniej :p 
Mam nadzieję, że cieszycie się z tego powodu iż jest wcześniej. Wiem, że te rozdziały nie są idealne, że robię mnóstwo błędów, ale staram się. Robię to dla was i też dla siebie bo kocham pisać. Kiedyś pisałam też opowiadania tylko, że przerwałam i to był błąd bo po kilku miesiącach wróciłam tylko, że w innej odsłonie z której jestem bardziej zadowolona. Cieszę się że rozwijam się, bo kiedyś moje opowiadania były straszne, dosłownie :p Dobra trochę się rozpisałam :D
To do następnego! :) 
KOMENTUJCIE!!! :**
POZDROWIONKA ;**
Przy okazji wszystkiego najlepszego Kamil! :)) 

czwartek, 21 maja 2015

Rozdział 8

"Nawet najmniejsze sekrety mogą stworzyć kłótnię"  


Usiadłem koło taty Jessiki i czekałem aż przyjdzie z czymś do jedzenia. Nie zbyt podoba mi się siedzenie z nim sam na sam ale cóż.
- To powiadasz, że jesteś chłopakiem Jessiki? - zaczął
- Tak. - odpowiedziałem
- Cieszę się, że sobie kogoś znalazła. Proszę bądź przy niej już zawsze. Ona cie potrzebuje. - patrzył na mnie błagalnym wzrokiem
- Spokojnie, zajmę się pana córką. - uspokoiłem go
- Proszę mów mi Ben.
- Dobrze będę pamiętał - uśmiechnąłem się
- Mogę cię o coś prosić?
- Oczywiście. - kiwnąłem głową
- Zostało mi mało czasu, bardzo bym chciał mieć pewność, że zostawiam ją z kimś dojrzałym. Kimś kto zawsze jej pomoże, kimś kto ją pocieszy. Dlatego chcę, żebyście się jak najszybciej pobrali.
Nic nie odpowiedziałem. Zatkało mnie... po prostu mnie zatkało. "Jak najszybciej?! Zostało mi mało czasu?". Jessika nie mówiła mi, że jej ojciec ma raka.
- Rozumiem, że będzie wam obojgu głupio brać ślub w tym wieku. Po prostu chcę żeby moja córka była szczęśliwa, gdy mnie nie będzie. - kontynuował
- Może pan być o to spokojny. Jest wspaniałą dziewczyną i chyba byłbym głupcem gdybym ją zostawił. - mówiąc to w tym samym momencie w pokoju pojawiła się Jessika
Talerze z obiadem położyła na stoliku i usiadła obok mnie.
- O czym tak sobie gadaliście? - zapytała
- O niczym - odpowiedziałem równocześnie z jej ojcem
- Prędzej czy później i tak się dowiem - powiedziała jakby sama do siebie
Nagle w mojej kieszeni rozległ się dzwonek. To Tom. Ciekawe co ode mnie chce.
- Przepraszam was na chwilkę - powiedziałem po czym wyszedłem z salonu do kuchni
Stanąłem dalej żeby nie słyszeli o czym rozmawiamy.
- Siema! Masz dziś czas ? 
- Zależy o co chodzi. 
- Chciałem zabrać Emme do restauracji i pomyślałem, że może ty i Jess też chcecie iść z nami. Co ty na to? 
- Hmmm... zobaczę co da się zrobić. Przyjedziecie najpierw do waszego taty tak? 
- Tak właśnie jedziemy, szykujcie się powoli za pół godzinki będziemy. Do zobaczenia!
- Do zobaczenia! 
Dziwne, że dzwonił tylko po to. Myślałem, że może będzie chodzić o coś ważniejszego, ale skoro tylko o to, to chętnie się tam wybiorę. Ciekawe co na to Jess. Wszedłem do salonu i usiadłem obok niej, oczy Jessiki i jej ojca były zwrócone w moją stronę a ich wyrazy twarzy wyraźnie pokazywały jacy są zaciekawieni.
- Jessiko, czy zechciałabyś się ze mną, Tomem i Emmą wybrać do restauracji?
- Pewnie, jeszcze pytasz - wygięła usta w półuśmiechu
- Mamy półgodziny zanim przyjadą. Będziesz się przebierać?
- Nie, pojadę tak jak jestem.
- To poczekamy aż przyjadą. - objąłem ją ramieniem
Zaczęliśmy oglądać telewizję i nawet nie zauważyliśmy kiedy w pokoju znaleźli się Tom i Emma. Wstaliśmy oboje z kanapy i ruszyliśmy w ich stronę.
- Tato wychodzę! - krzyknęła po czym złapała mnie pod rękę i poszliśmy do auta
Zajęliśmy miejsce z tyłu i czekaliśmy aż ruszymy. Nim się obejrzeliśmy byliśmy pod restauracją. Weszliśmy do niej a ja po prostu oniemiałem z wrażenia podobnie Jessika bo oboje w tym samym momencie wypowiedzieliśmy głośne "WOW". Lampy, które dawały pomieszczeniu pomarańczową barwę idealnie kontrastowały z czerwono-brązowymi obrusami. Ściany były wykonane z ozdobnej cegły a na nich wisiały przeróżne obrazy. Przy ladzie stała chuda dziewczyna, na której upięty uniform wyglądał jak na chodzącym trupie. Włosy miała spięte w koka, przez co uwydatniły się jeszcze bardziej jej kości policzkowe. Zlustrowała nas po czym dalej spoglądała w okno. Zajęliśmy miejsce koło kominka, każdy wziął do ręki menu i czekaliśmy na kelnerkę.
- Co bierzecie? - zapytał Tom
- Ja chyba wezmę sałatkę warzywną, nie jestem za bardzo głodna - odpowiedziała Jessika
- Ja to samo - powiedziała Emma
- A ty Phill? - ponowił pytanie
- Grillowanego łososia.
- Też to chciałem zamówić - zaśmiał się donośnie
Odstawiliśmy menu na stół i czekaliśmy aż podejdzie do nas kelnerka. Długo nie musieliśmy czekać, bo akurat wyszła zza lady.
- Dzień dobry! Co państwo zamawiacie? - zapytała uprzejmie
- Dwa razy grillowany łosoś i dwa razy sałatka warzywna.
- A coś do picia?
- Cztery razy cola.
- Dobrze, już zapisuję. Zaraz przyniosę rachunek. - mówiąc to pisała zamówienie w notesie
- Chcielibyśmy wam o czymś powiedzieć - zaczęła Emma
- Ty chciałabyś, ja się nie odzywam.
- Wasz tata jest ciężko chory, więc może namówimy go jakoś na tę chemioterapię?
- Ciężko będzie, pewnie się nie zgodzi. To też jest niebezpieczne. - wyraziłam opinię
- Ale nie dowiemy się jak nie spróbujemy - nalegała
- Dobrze, niech ci będzie, zgadzam się. A ty Tom?
- Tak też się zgodziłem - odparł
Chwilę później podeszła do nas kelnerka i podała rachunek, po czym znowu poszła za ladę. Odczekaliśmy chwilę w ciszy i w tym samym momencie podeszła do nas z tackami. Położyła je na stole i odeszła.
- Smacznego wszystkim! - powiedziała Jessika
- Dziękuję i nawzajem - odpowiedzieliśmy chórem
I wszyscy zabrali się do jedzenia. Oczywiście dziewczyny skończyły pierwsze bo miały sałatkę.
- Wiesz stary, może powinniśmy zamówić rybkę a nie rybę. Bo jest za wielka nie dam rady jej zjeść - zacząłem
On tylko się zaśmiał i dalej konsumował swoje danie.
- A no właśnie, trener się pytał kiedy w końcu zaczniesz chodzić na treningi. Ostatnio tak się wkurzył, że powiedział że wyrzuci cię z kadry narodowej.
Tak bardzo chciałem tego uniknąć... Jessika mnie zabije. Spojrzała na Toma a potem na mnie.
- To ty nie wiedziałaś?! - krzyknął zdziwiony
- Nie, jakoś mój chłopak nie raczył mi się powiedzieć - odparła oschle
- Przepraszam, miałem ci powiedzieć. - spuściłem głowę
- Skoro przeze mnie opuszczasz treningi to może lepiej zerwijmy ze sobą - wstała wzięła swoją torebkę i wyszła
Pobiegłem za nią i próbowałem ją zatrzymać. 
- Poczekaj! Wyjaśnię ci to! - krzyczałem za nią 
- Co mi wyjaśnisz?! Jeśli takie błahostki przede mną ukrywasz to ja nie wiem co z tobą jest nie tak! Ciężko ci było mi powiedzieć?! - wrzasnęła 
Złapałem ją za rękę. Ona natychmiast wyrwała się z moich objęć i poszła.
Miała rację. Mogłem jej powiedzieć o tym wcześniej, po prostu bałem się, że będzie ze mną tak jak z Danielem, zerwie ze mną bo nie będę spędzał z nią wystarczająco dużo czasu. Chciałem tego uniknąć i popsułem wszystko. Poszedłem do restauracji z powrotem i wziąłem swoją marynarkę.  
- Ja już pójdę - rzuciłem na odchodne do Emmy i Toma
Może nawet to dla nich lepiej jak będą sami, a ja nie mam nastroju żeby teraz brylować towarzysko. Nie spodziewałem się, że taka mała rzecz może spowodować kłótnię. To może ze mną jest coś nie tak. Próbowałem do niej dzwonić, na marne. Nie odbierała. Nie dziwię się jej. Zadzwoniłem po taksówkę i wróciłem do domu. Chcę wszystko jeszcze raz dobrze przemyśleć, czy przyjść do niej jeszcze dziś choć jest późno czy zaczekać do jutra aż ochłonie. 

__________________________________________________________
~ * ~
Siemanko! Rozdział jest krótki, ale obiecuję, że następny będzie dłuższy.
Myślę, że jak na razie się wam podoba. Bo akcja dopiero się rozkręca. :) 
Dziękuję bardzo za wszystkie miłe komentarze bo to właśnie one mnie motywują! 
Wtedy wiem, że ktoś to w ogóle czyta ;p
Kocham was! ;* KOMENTUJCIE!! :))
Pozdrowionka! :)   
P.S. Łapcie Andersa :)



czwartek, 14 maja 2015

Rozdział 7

"Kiedy znajdziesz prawdziwą miłość, kieruj się rozumem..." 


Leżałam dalej w szpitalnym łóżku. Zaczęło mi się nudzić, więc próbowałam wstać. Gdy postawiłam nogi na podłodze, zakręciło mi się w głowie i z powrotem opadłam na łóżko. Ni stąd ni zowąd w sali znalazł się Phill.
- Czy ty zwariowałaś?! Nie wstawaj bo sobie coś zrobisz! - krzyknął gdy zobaczył moją próbę ucieczki z sali
- Chciałam tylko wstać, bolą mnie nogi - marudziłam
- Wiem, że chcesz wstać ale zaczekaj do jutra - uśmiechnął się
Jego uśmiech sprawia, że czuje się lepiej. Kiedyś tak miałam gdy widziałam Daniela, teraz jest tak samo z Phillipem. Już wiem, że nic nie czuje do Daniela, więc będę czekać na Sjoeena.
- Coś nie tak? - zapytał
- Nie, a dlaczego pytasz?
- Bo mi się przyglądasz - zawstydził się
- Bo masz piękny uśmiech. - wyszczerzyłam się do niego
- Ty jeszcze piękniejszy - zaśmiał się - Chyba powinnaś odpocząć, jutro kolejne badania po nich się dopiero dowiemy czy cię wypuszczą, więc musisz być wyspana - przytulił mnie i wyszedł z sali
Ma racje, nie chce tu już dłużej siedzieć. Muszę się wyspać.

Nad ranem w mojej sali pojawił się lekarz i pielęgniarka. Pielęgniarka podeszła do mnie, pobrała mi krew, zmierzyła ciśnienie i temperaturę. Gdy to zrobiła wyjęła mi wenflon.
- Możesz już opuścić szpital - poinformowała
- Dziękuję bardzo - odpowiedziałam
Zaczęli odczepiać mi kroplówkę, w tym samym momencie w sali pojawił się tata. Wstałam o własnych siłach, wzięłam do ręki swoje rzeczy i ruszyłam razem z tatą na parking. Przy samochodzie stał Phill z kwiatami. Odgarnęłam włosy za uszy i zaczęłam iść w jego stronę. Gdy byłam wystarczająco blisko, rzuciłam swoje rzeczy i rzuciłam się mu na szyję.
- Cieszę się, że tu jesteś i dziękuję za kwiaty - szepnęłam mu do ucha
Gdy uwolniłam się z jego uścisku wzięłam do ręki rzeczy i włożyłam je do bagażnika.
- Jedziesz z nami? - zapytałam
- Nie, muszę jechać na trening, bo jutro konkurs, przyjdziesz? - zapytał z nadzieją w oczach
- Oczywiście - pocałowałam go w policzek i wsiadłam do auta
Pomachałam mu przez szybę. Zaraz potem zorientowałam się, że tata cały czas się mi przygląda.
- To jest ten twój chłopak?
- Nie. Jeszcze nie. Co ty taki ciekawski?
- Po prostu chcę żebyś była szczęśliwa, jak mnie zabraknie - mówiąc to patrzył ciągle na jezdnie
- Nie zabraknie cię, już ja o to zadbam. - odpowiedziałam pewnie
- Jesteś pewna?
- Na sto procent - odparłam stanowczo
Tata uśmiechnął się pod nosem, ale przez resztę drogi się nie odzywał. Zanim się obejrzałam znaleźliśmy się na podjeździe, pod domem ojca. Idąc do domu w kieszeni moich spodni wydobył się znajomy odgłos. Wyjęłam telefon a na ekranie wyświetlił mi się znajomy numer. To Daniel. Nawet nie miałam zamiaru odebrać, po tym jego jakże "sprytnym" planie całkiem zepsuł relacje pomiędzy nami. Myślałam, że chociaż będziemy się przyjaźnić, ale pomyliłam się. Odłożyłam kurtkę w szatni, a rzeczy odniosłam do pokoju. Potem zeszłam do salonu i zaczęłam oglądać telewizję. Usiadłam w fotelu, nogi wystawały mi poza fotel. Telefon położyłam na podłokietnik.
- Jesteś głodna? - zapytał tata
- Nie dziękuję, ty też się nie przemęczaj sam nie jesteś w pełni sił - odpowiedziałam
- Ale coś do jedzenia jeszcze potrafię zrobić - puścił mi perskie oko i usiadł na kanapie i zaczął oglądać telewizję
Po chwili ponownie rozbrzmiał mój telefon. Tym razem był to Phill.
Wybiegłam z salonu i pobiegłam do swojego pokoju. Zamknęłam za sobą drzwi.
- Cześć Jess! 
- Cześć! Coś się stało?
- Spotkamy się dzisiaj? Chcę porozmawiać.
- Dzisiaj? A koło której? 
- Możemy teraz? 
- Hmm... okej. Daj mi pięć minut. 
- Czekam pod twoim domem. Do zobaczenia!
Nim zdążyłam odpowiedzieć, rozłączył się. Wyjrzałam przez okno a na podjeździe stał nie kto inny jak właśnie Phill. Wychodząc z domu, po drodze krzyknęłam tacie, że wychodzę i narzuciłam kurtkę na ramiona po czym wyszłam.  
- Szybki jesteś. To chyba rzeczywiście coś ważnego - uśmiechnęłam się do niego
- Zabieram cię na przejażdżkę, bo chyba zbiera się na deszcz - spojrzał na mnie a potem w niebo
Otworzył mi drzwi i wsiadłam do auta. Nim się obejrzałam siedział już obok mnie. 
- Powiesz mi gdzie jedziemy? 
- To nie istotne. - odpowiedział patrząc dalej na jezdnię
Nie wiem o co chodzi, ale nie wygląda to najlepiej. Może coś się stało? Dlatego tak szybko chciał się spotkać. Do tego jeszcze ta pogoda, kto normalny chce w ogóle wychodzić w taką pogodę z domu? No tak Phill... On jest inny. Przypatrywałam mu się dłuższą chwilę, czego nawet nie zauważył. 
- Jesteśmy - oznajmił entuzjastycznie
Jego nastrój diametralnie się zmienił. Teraz oczy mu się świecą, a na policzkach pojawiły się lekkie rumieńce. Wysiedliśmy z auta i ruszyłam za Norwegiem. 
- Idziemy w jakieś konkretne miejsce? Czy będziemy tak chodzić i jeździć bez celu? - niecierpliwiłam się
- Wytrzymaj jeszcze chwilę. 
Już nie odpowiedziałam, czekałam aż on się odezwie i wytłumaczy mi po co chciał się spotkać. Na niebie pojawiało się coraz więcej deszczowych chmur. Bałam się, że deszcz nam przeszkodzi. Mam nadzieję, że długo mu to nie zajmie, cokolwiek to będzie. Coś mi nie dawało spokoju, bo pod szpitalem mówił, że jedzie na trening przed jutrzejszym konkursem. Moje przemyślenia przerwało natrętne spojrzenie Phillipa. 
- Nie wiem jak ci to powiedzieć...
W tym samym momencie lunął deszcz. 
- Narzuć sobie moją bluzę - powiedział po czym mi ją podał 
Chwilę patrzył w przestrzeń, ale gdy się ocknął spojrzał na mnie i złapał mnie za rękę
- Od kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem, nie było dnia żebym o tobie nie myślał - mówiąc to ciągle patrzył mi głęboko w oczy
Nie wiedziałam co odpowiedzieć, nie wiedziałam, że to wszystko tak szybko się potoczy. 
- Odpowiesz coś? 
- Nie wiem od czego zacząć. Z jednej strony było by wspaniale, ale coś jednak mi nie pozwala na to żebym była w pełni szczęśliwa. 
Mój rozum i serce były przeciwko sobie. Wybrałam rozum. Przytuliłam się do niego. Wiadomo co mu chodziło po głowie, nie obejdzie się bez buziaka. Stopniowo zaczął przybliżać swoją twarz do mojej, uniósł mój podbródek lekko do góry i pocałował mnie.
To jest to czego chciałam. Potrzebowałam jego a on mnie. Pocałował mnie w czoło po czym złapał pod rękę i zaczęliśmy iść w stronę auta. Idąc, nie przestawał się uśmiechać do tego ciągle spoglądał na mnie. Mi to nie przeszkadzało bo robiłam praktycznie to samo. 
- Czyli oficjalnie mogę cię nazywać moją dziewczyną? - zapytał
- Tak - dałam mu sójkę w bok
Gdy znaleźliśmy się koło auta, oboje wsiedliśmy i ruszyliśmy do domu. Phill włączył podgrzewane siedzenia i podgrzał temperaturę w aucie. Co z tego, że jest lipiec? Było chłodno, do tego deszcz i wiadomo nie od dziś, że jest mi zawsze zimno. Teraz nie muszę się tego obawiać, bo zawsze gdy go widzę robi mi się cieplej. 
- Wejdziesz do środka? 
- A twój tata nie będzie zły? - odpowiedział pytaniem na pytanie
- On? Nim się nie przejmuj, cieszy się, że sobie kogoś znalazłam - uśmiechałam się
- Na prawdę? To może nie będzie tak źle - mówił przechodząc przez próg
Powiesiliśmy mokre kurtki na grzejniku i poszliśmy do salonu usiąść. Tata siedział dalej przed telewizorem i oglądał jakieś przyrodnicze programy
- O jesteście! Zjecie coś? 
- Jesteś głodny? - zapytałam Philla  
- Troszkę, ale nie chcę robić kłopotu - odpowiedział
- To wy siedźcie ja pójdę zrobić coś do jedzenia - mówiąc do zniknęłam za drzwiami kuchni  
  
   ______________________________________________________
~ * ~

Hejka! Dziś miałam zebranie, nie było ta źle :p Jeszcze poprawie jeden sprawdzian i dwie kartkówki i będę miała spokój. Rozdział mam nadzieję, że się spodobał. Wydaje mi się, że jest ciut dłuższy, więc lepiej dla was :) Jeśli oczywiście lubicie mojego bloga :p To ja się nie rozpisuje, do zobaczenia przy następnym rozdziale! :) 
KOMENTUJCIE ! :) 
POZDRAWIAM :***

 

wtorek, 5 maja 2015

Rozdział 6

"Nie da się o niektórych rzeczach zapomnieć, bo one wracają..."



Gdy już miałam zadzwonić do drzwi, jednak przez chwilę się zawahałam. W końcu przycisnęłam guzik. Nie musiałam długo czekać, tata bardzo szybko otworzył.
- Córciu? Coś się stało? - zapytał zdziwiony
- Czy coś musiało się stać, żebym odwiedziła swojego staruszka? - próbowałam się szczerze uśmiechnąć co nie do końca mi wyszło bo tata spojrzał na mnie podejrzliwie
- Na pewno nic się nie stało?
- Wejdźmy do środka to ci opowiem.
Jego mały przytulny domek nic się nie zmienił, ten sam dywanik w zebrę w korytarzu, pęknięta szyba w drzwiach do sypialni i oczywiście w całym domu unosił się zapach kawy, bo tata pije ją litrami. Dom się nie zmienił jednak, mój ojciec tak. Jego cera była bledsza niż zwykle, schudł i do tego jakby stracił trochę włosów. Ech, starość... Jednak jego zachowanie niczym się nie różniło, nadal był spięty bo nie wiedział jak ze mną rozmawiać, nigdy tak na dobrą sprawę się dobrze nie dogadywaliśmy, niestety teraz sama się w to wplątałam więc muszę mu powiedzieć co się wydarzyło. - Usiądź na kanapie, zaraz przyniosę coś do picia - mówiąc to znikł za drzwiami salonu i pokierował się do kuchni
Kanapa też nic się nie zmieniła, nadal pachnie leśną polaną. Kiedyś jak Tom i ja byliśmy mali, ganialiśmy się po całym domu bo jak zwykle mój kochany starszy braciszek mi coś zabierał. Wtedy zabrał mi zmywacz do paznokci. Gdy biegliśmy przez przypadek potknęłam się o ławę i wylałam cały na kanapę. Śmierdziała, więc trzeba było coś tym zrobić i od tej pory tata ciągle psika kanapę zapachem leśnej polany. Gdy tak sobie rozmyślałam, nie zorientowałam się, że tata siedzi już koło mnie a na ławie stała szklanka schłodzonej pepsi i oczywiście kawa.
- To opowiadaj - zaczął
- Pamiętasz Emme?
- Tak pamiętam - odpowiedział
- Tak więc, Tom i Emma są razem... nie zgadniesz dopiero od wczoraj są ze sobą i już się miziają na prawo i lewo, mało tego, Emma chciała żebym wróciła do Daniela - wykrzyczałam
- To wy już nie jesteście razem? - zapytał zdezorientowany
- No tak, dawno tu nie byłam. Mogę u ciebie zostać kilka dni?
- Oczywiście - uśmiechnął się promiennie jednak w jego oczach było widać ból
- Powiedz mi lepiej co tam u ciebie - odwzajemniłam uśmiech
Bardzo chciał coś powiedzieć jednak, nie mógł. Widziałam że ciężko mu z tym. Nie naciskałam, czekałam aż on sam się odezwie.
- Słuchaj Jessiko, wiedz, że życie jest piękne i trzeba się nim cieszyć, każdą godziną, minutą, sekundą... - mówiąc to złapał mnie za ramię
- Do czego zmierzasz?
- Mam raka. - wybełkotał
Poczułam jakby ktoś wbijał mi w serce nóż. To nie możliwe, nie mogą mi zabrać ojca. Zabrali mi już matkę. To nie prawda. Łzy zaczęły mi spływać tak szybko, że po minucie płaczu miałam całą mokrą koszulę. Przytuliłam się do niego. Nie chciałam go już nigdy puścić.
Nie mogę dopuścić do siebie tej wiadomości, że i jego mogę stracić. 
- Da się to jakoś wyleczyć, przecież są różne metody. Błagam tato nie zostawiaj mnie - histeryzowałam
- Zostało mi dwa miesiące, chyba, że podejmę leczenie które jest bardzo niebezpieczne, jednak jeśli by się udało przeżyje dłużej. Strasznie się boje, ale w takim razie zostaną mi tylko dwa miesiące życia... Nie będę miał wnuków, ani nie zobaczę jak znajdujesz odpowiedniego chłopaka - szlochał
- Nie mów tak proszę. - mówiłam przez łzy
On tylko znowu mnie przytulił i płakaliśmy razem.
- Przepraszam, przepraszam, że ze mnie taka wyrodna córka - chlipałam
- To nie twoja wina - usprawiedliwiał mnie
- Owszem moja bo nie odwiedzałam cię, a pewnie wiedziałeś dużo wcześniej i wtedy mogłabym być przy tobie przez ten cały czas.  
- Oboje wiemy, że nigdy się najlepiej nie dogadywaliśmy. Nie mam ci tego za złe - jego twarz wygięła się w półuśmiechu
Nadal nie wierzyłam. Jednak gdy moja podświadomość sobie przypominała czułam ukłucie w sercu. Jeśli Tom się dowie, załamie się i nie będzie dobrze skakał. W sumie, mam gdzieś jego skoki, zadzwonię do niego w tym momencie. Wyciągnęłam z kieszeni telefon, na ekranie wyświetliły mi się dwa nieodebrane połączenia od Toma. Wybrałam jego numer i przyłożyłam telefon do ucha.
-Tom... 
- Co się stało? Gdzie jesteś? Czemu płaczesz?!
- Ta... - przełknęłam ślinę - Tata ma raka...
I zapadła cisza.
- Tom, odezwij się proszę. Przyjedź tu błagam, szybko - mówiąc to łykałam słony płyn ściekający po moich policzkach
- Już jadę.
Był tym wszystkim chyba bardziej zaskoczony niż ja. Dało się usłyszeć tyle bólu w jego krótkim "już jadę". Tata siedział na kanapie i wpatrywał się w przestrzeń. Nie wiedziałam jak mu mogę pomóc.
- Nie poddamy się tato. Będę przy tobie już zawsze - zapewniłam go
- Obiecaj mi jedną rzecz, jeśli podejmę leczenie i przeżyje dłużej niż dwa miesiące, gdy znajdziesz chłopaka... Pobierzesz się z nim jak najszybciej.
- Obiecuję - przyłożyłam rękę do swojej piersi
- Chodzi mi o to, że gdy będę umierał przynajmniej będę widział, że masz przy sobie kogoś kto się tobą dobrze zajmie już do końca, bo wiadomo nie od dziś że Tomowi nie najlepiej to wychodzi - uśmiechnął się blado
Jak na zawołanie w drzwiach stanął Tom, ale nie był sam za nim stała skulona Emma.
- Cześć tato. - próbował się uśmiechnąć ale wyszedł z tego smutny półuśmiech
- Dobry wieczór! - powiedziała prawie szeptem Emma
- Witajcie! - odpowiedział równocześnie obojgu
- Tak mi przykro, przez tyle czasu cię nie odwiedzałem - mówiąc to stanęły mu łzy w oczach
- To nie wasza wina!
- Po części nasza - odpowiedzieliśmy równocześnie z Tomem
Tata westchnął.
- Zostajecie na noc? - zmienił temat
- Jeśli to nie problem.
- Tylko wiesz, Emma nie jest jeszcze twoją żoną więc śpicie na osobnych łóżkach - zażartował
Nie rozumiem, jak on może w takim momencie żartować. Nie wyobrażam sobie, żebym ja w obliczu śmierci się tak zachowywała. Westchnęłam cicho, co zauważył ojciec i powiedział:
- Jess, jeśli jesteś śpiąca idź się połóż.
- Tak, masz rację to był ciężki dzień. - mruknęłam
Powoli wstałam z kanapy po czym ruszyłam po schodkach do "swojego" pokoju, ponieważ był to niegdyś mój pokój kiedy jeszcze mieszkałam z Tomem u taty. Wzięłam z walizki i pidżamę i ruszyłam do łazienki. Pidżamę położyłam na szafce a brudne wrzuciłam do kosza na pranie. Weszłam pod prysznic i początkowo leciała zimna woda, chciałam żeby była cieplejsza ale kiedy się przyzwyczaiłam do chłodu nagle zrobiła się parząca. Podskoczyłam, przy czym uderzyłam się o kabinę. Straciłam przytomność. Pustka.

Obudziłam się w szpitalnym łóżku. Wszyscy koło mnie stali Tom, Emma, tata, Daniel i Phill. Kiedy wszystko wokół mnie zaczęło nabierać ostrości i barw, otworzyłam szerzej oczy i zobaczyłam, że w sali pojawiło się kilka pielęgniarek. Kazały wszystkim wyjść, po czym jedna z pielęgniarek do mnie podeszła. Obdarowała mnie promiennym uśmiechem, przez co dostrzegłam szereg jej prostych i bielutkich zębów. Oczy miała zielone, błyszczały odbijając przy tym promienie słońca wpadające do sali przez szpitalne zasłony.
- Jak się czujesz? - zapytała troskliwie
- Dobrze, co się tak właściwie stało, że się tu znalazłam?
- Uderzyłaś się mocno w głowę i straciłaś przytomność, straciłaś dużo krwi. Ale już jest w porządku. - mówiąc to ciągle się uśmiechała przez co czułam się lepiej
- Ile tak leżałam? - wychrypiałam
- Trzy dni - odpowiedziała ze stoickim spokojem
Zaczęła powoli odchodzić, w pewnym momencie odwróciła się.
- Będziesz mogła jutro wyjść ze szpitala - posłała mi delikatny uśmiech i zniknęła za ścianą
Zaraz po niej wszedł mój ojciec. Usiadł obok mojego łóżka i popatrzył na mnie.
- To moja wina, przepraszam - tłumaczył się
- To nie twoja wina, brałam prysznic, włączyłam gorącą wodę a leciała zimna, kiedy już się prawie umyłam zaczęła lecieć wrząca. Odskoczyłam i się uderzyłam, potem nic nie pamiętam. To tylko i wyłącznie moja wina. Czemu zawsze wszystko musisz brać na siebie?!
- Czuję jakby to była moja wina... - kontynuował
- Moja wina i koniec. Zmieńmy temat proszę.
Siedzieliśmy chwilę w ciszy, jednak tę cisze przerwało burczenie w brzuchu u mojego ojca.
- Nie musisz tu siedzieć cały czas, idź do domu i zjedz spokojnie. Przecież jutro wychodzę ze szpitala- uśmiechnęłam się blado
- Chyba masz rację. - powiedział po czym wstał i wyszedł z sali
To cały tata... Pewnie siedział tutaj całe trzy dni. Nic takiego się nie stało, przecież wszyscy wiedzą i to nie od dziś, że jestem niezdarą.

______________________________________________________
~ * ~

Hej! Przepraszam was bardzo za to, że tyle czekaliście ale poprawiałam w szkole kartkówki i sprawdziany bo 13 maja mamy wystawiane proponowane oceny... Na majówce pracowałam i nie miałam na nic kompletnie siły, bo robiłam od 8:00 do 20:00. Mam nadzieję, że rozdział się wam podoba i nadal ze mną jesteście nawet po takiej przerwie. Na następny rozdział mam nadzieję, że nie będziecie musieli tyle czekać. Teraz będzie luźniej w szkole bo są matury a zaraz czerwiec i będzie luz. Tylko będą nieco dłuższe przerwy pomiędzy dodawanymi rozdziałami bo muszę się uporać z matmą :( To dla mnie po prostu czarna magia :( Rozdział może i trochę krótki ale mam nadzieję, że ciekawy :)
Dziękuję za przeczytanie <3
Pozdrawiam was :* 
Komentujcie miśki :)